12. Wystawa Kuratorska Bielskiej Jesieni 2024
Don’t hate the player, hate the game
Janek Owczarek, Piotr Policht
Jeszcze nieco ponad dekadę temu malarstwo było w odwrocie. Wystarczy sięgnąć do historii wystaw kuratorskich Bielskiej Jesieni, by zobaczyć, jak w erze zdominowanej przez inne, nowsze media, obiekty i prace postkonceptualne, malarstwo próbowano reanimować poszerzając jego definicje i przeszczepiając kategorię „malarskości” na grunt innych dziedzin. Dziś wystarczy przejść się po losowych galeriach, by natrafić przede wszystkim na obrazy, i to nie w żadnym rozszerzonym polu, a takie, jak w czasach Albertiego – łatwe do przechowywania, transportowania i gromadzenia oleje na płótnie. Jak na skalę tego renesansu, o samym medium rozmawia się jednak zaskakująco niewiele. Na multum wystaw malarskich przypada w ostatnich latach skąpa ilość ekspozycji o malarstwie. Całkiem spora część publiki, zwłaszcza tej środowiskowej, jest malarskim urodzajem wręcz zmęczona i sfrustrowana. Jaka jest przyczyna tej sytuacji podwójnego związania, w której się znaleźliśmy? Najkrótsza odpowiedź brzmi: rynek.
Uwarunkowania ekonomiczne kształtowały charakter malarstwa niemal od zawsze. Mecenat kościelny i narzucone przezeń ramy, od wczesnego średniowiecza po kontrreformacyjne wytyczne Karola Boromeusza, decydował w znacznym stopniu o charakterze sztuki sakralnej, do XVIII wieku dominującej w kontekście europejskim. O tym, że poza owe ramy nie warto wybiegać, przekonał się choćby Tintoretto, zmuszony do zeznawania przed sądem inkwizycyjnym za swoją „Ostatnią wieczerzę”. Gusta i oczekiwania arystokratyczne w oczywisty sposób nadawały ton obrazom malowanym na dworach i zdobiącym reprezentacyjne przestrzenie, a ambicje i światopogląd dziewiętnastowiecznej burżuazji – obrazom wystawianym na paryskich Salonach. Dziś rynek, od kilku lat pęczniejący, w obliczu społeczno-polityczno-ekologicznych kryzysów i niepewności zasilany przez kapitał całej rzeszy nowych kolekcjonerów i kolekcjonerek, szukających sposobów na jego zabezpieczenie i pomnożenie, jest kluczową siłą formującą malarski krajobraz. Coraz mniej liczą się w nim pojedyncze, autonomiczne obrazy, a coraz bardziej „artystyczne profile” poszczególnych artystek i artystów.
W siedmiu rozdziałach przyglądamy się sposobom artystycznego funkcjonowania w niesprzyjającym środowisku kapitalizmu, bardziej drapieżnego i z ducha dziewiętnastowiecznego, niż w jakimkolwiek innym obszarze kultury.
Jak w każdej poprzedniej epoce relacja między osobami artystycznymi a rynkiem ma jednak wiele odcieni. Uprawianie malarstwa niekoniecznie musi oznaczać koniunkturalizm i schlebianie gustom kupujących, nieraz niewybrednym. Wystawa „Don’t hate the player, hate the game” nie próbuje rynku sztuki romantyzować i powielać opowiastek w typie „od pucybuta do milionera”, nie jest jednak również kaznodziejską tyradą wymierzoną we wszystkich jego uczestników. W siedmiu rozdziałach przyglądamy się sposobom artystycznego funkcjonowania w niesprzyjającym środowisku kapitalizmu, bardziej drapieżnego i z ducha dziewiętnastowiecznego, niż w jakimkolwiek innym obszarze kultury. Jak malarki i malarze próbują grać w rynkową grę, żeby nie stać się jedynie pionkami? Jakie alternatywne formy relacji z odbiorcami i mecenaskami proponują? Jak wykorzystują powab malarskiego medium, by za pomocą uwodzącego przedmiotu krytycznie opowiedzieć o fetyszyzmie towarowym? Jak używają dziedzictwa dawnych mistrzów i możliwości nowych technologii? Czy próbują czasem ukąsić rękę, która ich karmi?
Obraz był, jest i będzie również towarem.
Obraz był, jest i będzie również towarem. Dobry obraz poznać można po tym, że zawsze jest jeszcze czymś więcej.
[ENG]
Don’t hate the player, hate the game
Janek Owczarek, Piotr Policht
Just over a decade ago, painting was still in retreat. Looking back at the short history of curated exhibitions of Bielska Jesień, one can see how, in an era dominated by other, newer media, objects and post-conceptual works, attempts have been made to resuscitate painting by broadening its definitions and transplanting the category of ‘painterliness’ into other art fields. A walk through a randomly chosen gallery today is enough for the viewer to see that it is primarily paintings that dominate the space; and not in any expanded field, but the kind of paintings that were popular in Alberti’s time – easy to store, transport and collect oils on canvas. Considering the scale of this renaissance, however, there is surprisingly little talk about the medium itself. Out of the multitude of painting exhibitions in recent years, very few of them have been devoted to the actual idea of painting. A considerable proportion of the public, especially those in the art community, are tired of and frustrated by the plethora of paintings. And what is the reason for this double bind we have found ourselves in? The most straightforward answer is the market.
Economic conditions have shaped the character of painting nearly from time immemorial. Church patronage and the framework it imposed, from the early Middle Ages to the Counter-Reformation directives of Charles Borromeo, largely determined the character of sacred art, which had been dominant in Europe until the 18th century. Tintoretto, for example, was convinced that it was pointless to go beyond this framework when he was forced to testify before an inquisition court for his Last Supper. Aristocratic tastes and expectations obviously set the tone for the paintings created in the courts and adorning stately interiors, while the ambitions and worldview of the 19th century bourgeoisie set the tone for the paintings exhibited in the Parisian Salons. Today, the market, which has been swelling for several years, in the face of socio-political-ecological crises and uncertainty fuelled by the capital of a whole host of new collectors looking for ways to secure and multiply it, is a key force shaping the painting landscape. It is becoming less and less about individual, autonomous paintings and more about the ‘artistic profiles’ of individual artists.
The seven chapters look at the ways in which artists function in the hostile environment of capitalism, more predatory and 19th century in spirit than in any other area of culture.
As in any previous era, however, the relationship between artistic individuals and the market has many shades today. Making paintings does not necessarily mean being opportunistic and catering to the tastes of buyers, sometimes unsophisticated ones. The exhibition Don’t Hate the Player, Hate the Game makes no attempt to romanticise the art market and reproduce ‘rags to riches’ kind of stories, but neither is it a preachy tirade aimed at all its participants. The seven chapters look at the ways in which artists function in the hostile environment of capitalism, more predatory and 19th century in spirit than in any other area of culture. How do painters try to play the market game so as not to become mere pawns? What alternative forms of relationship with audiences and patrons do they propose? How do they use the allure of the painting medium to make a critical statement about commodity fetishism through the seductive object? How do they use the legacy of the old masters and the possibilities of new technologies? Do they ever try to bite the hand that feeds them?
A painting has always been and will always be a commodity.
A painting has always been and will always be a commodity. You can recognise a good painting by the fact that it is always something more.