Podsumowanie II etapu
25 września 2023

Maleńki lejek

Aleksy Wójtowicz

 

Choć jest to powszechnie wiadome, to nie zaszkodzi przypomnieć – 46. edycja Biennale Malarstwa Bielska Jesień 2023 ustanowiła nowy rekord. W tym roku ponad tysiąc osób zgłosiło swoje prace do konkursu. Najprawdopodobniej nikt nie napisze w takim kontekście, że oto nastąpił „powrót malarstwa”, bo od kilku dobrych lat malarstwo jest dziedziną, która na dobre oswoiła się ze swoją dominacją. Zbiór wszystkich nadesłanych prac, które udostępnia online Galeria Bielska BWA – wciąż jako jedyny konkurs artystyczny w skali kraju – opiewa na ponad trzy tysiące reprodukcji. Niezupełnie da się na tej kanwie stworzyć kompletny obraz tego, o czym i jak się maluje, ale taki zasób ucieszy każdą socjolożkę i socjologa kultury. Osoby zajmujące się krytyką i historią współczesnej sztuki też powinno – próba jest duża i relatywnie reprezentatywna. Być może ktoś kiedyś, analizując te dane, znajdzie przekonującą odpowiedź, dlaczego w tej edycji prac przedstawiających koty (37) było niemal tyle samo, co obrazów z owadami (30). Lub też, dlaczego psy (51) zdetronizowały konie (40) – zwierzęta przecież tak niezwykle istotne dla malarstwa polskiego. Odpowiedź na pytanie, dlaczego wśród zgłoszonych prac zaledwie 1/3 stanowią obrazy abstrakcyjne pozostaje nadal otwarta.

Jednak tym, co się zmienia jest samo podejście do obrazu – zaczynają być tym i tamtym, odrywając się od plamy barwnej na płótnie.

 

Tegoroczna edycja, podobnie jak poprzednie pokazała dobitnie, że najczęstszym tematem pozostaje ciało i jego okolice – nagie, ubrane, rozczłonkowane, wypielęgnowane, straumatyzowane, ale i także to zanurzone w życiu po kokardy. I to zapewne jeszcze długo się nie zmieni, bo świat malujących ludzi z nieufnością traktuje perspektywę posthumanistyczną. Jednak tym, co się zmienia jest samo podejście do obrazu – zaczynają być tym i tamtym, odrywając się od plamy barwnej na płótnie. Najwidoczniej ten konserwatywny, dwuwymiarowy świat zaczyna być męczący, a kolejny, globalny boom na malarstwo przynosi pytania o to, jak tę dziedzinową powagę można rozbić i spożytkować dla własnych celów.

A jeżeli nawet pozostajemy w farbie i płótnie, to w towarzystwie obrazów zaciągniętych z innych rzeczywistości. Oczywiście, znaczna liczba tych rzeczywistości to spadek po realizmach magicznych i skutek eksploracji intymnej przestrzeni wnętrza głowy. Ciężko jednak o obrazy luzu i beztroski. Te głowy znajdują się w konkretnych, wciąż żyjących ciałach, które z rzeczywistością się mierzą – w postaci traum własnych i zapośredniczonych. Sama niechęć do reprodukowania rzeczywistości takiej, jaka jest, niekoniecznie jest tylko gestem ucieczki. Bywa i gestem jedynego dostępnego oporu, który mierzy się z robieniem światów zamiast dania spokoju. Znajdziecie tutaj także obrazy-świadectwa niechcianych historii i (auto)portrety w poszerzonym polu, które nastawiają lusterka na coś więcej niż tylko własną twarz.

Aleksy Wójtowicz, fot. Julia Ogińska

Nie zapominajcie, że to w końcu zaledwie 5 proc. wszystkich zgłoszonych w tym roku osób, a zatem wycinek znacznie większej całości, w dodatku przecedzony przez pięć par jurorskich oczu.

 

Do finałowej wystawy zaprosiliśmy osoby, których stosunek do rzeczywistości i tożsamości bycia osobą malującą światy jest niejednoznaczny. Część z nich na zawsze zostanie malarzami i malarkami. Część nimi bywa w specjalnych okolicznościach i z powodów prozaicznych, szacując szanse własnej widoczności przez skomplikowane algorytmy widoczności świata sztuki. Nie zapominajcie, że to w końcu zaledwie 5 proc. wszystkich zgłoszonych w tym roku osób, a zatem wycinek znacznie większej całości, w dodatku przecedzony przez pięć par jurorskich oczu. To bardzo specyficzne i obiektywnie małe lusterko, albo i nawet maleńki lejek.